Dolomity
Niedawno miałem okazję spełnić swoje kolejne fotograficzne marzenie i odwiedzić…DOLOMITY JESIENIĄ! A jesień wygląda tam obłędnie, uwierzcie…
Ze względu na ciągłe przemieszczanie się z miejsca na miejsce, codzienne pobudki znacznie przed wschodem słońca i noszenie kilkunastu kilogramów sprzętu (czyli wszystko z czym wiąże się fotografia krajobrazowa) był to wyjazd dość wymagający, ale było warto. Zdecydowanie.
Zapraszam do obejrzenia kilku wybranych kadrów :)
Wizytę w Dolomitach rozpoczęliśmy od malowniczo położonej wioski Santa Maddalena. Znajduje się tam słynna kapliczka oraz wspaniały widok na potężne szczyty górujące nad doliną Val di Funes.
Popołudnie spędziliśmy fotografując okolicę i czekając na zachód słońca, które o tej porze pięknie rozlewa się po strzelistych turniach…
Kolejnego dnia przyszedł czas na jedną z najbardziej wyczekiwanych miejscówek - Secedę. Cały rejon ma olbrzymi potencjał fotograficzny, następnym razem trzeba będzie tu wrócić w nieco ciekawszych warunkach:
A teraz miejsce, które zrobiło na mnie chyba największe wrażenie. Do Alpe di Siusi udaliśmy się jeszcze przed wschodem słońca, by uchwycić pierwsze promienie wyłaniające się zza szczytów i zostaliśmy…do zachodu. Cała okolica to prawdziwa kopalnia kadrów, zarówno szerszych, jak i węższych. Uwielbiam takie łowy, poniżej kilka ich efektów.
Alpe di Siusi częściej przyciąga fotografów o poranku…Okazuje się jednak, że również o zachodzie słońca prezentuje się fantastycznie!
Kolejny poranek - Giau Pass:
A po drodze łapanie kolorów jesieni…
Chiesa Santa Barbara…
…i zachód słońca udowadniający, że zawsze trzeba czekać do samego końca :)
Poranek nad Lago di Braies, najbardziej znanym jeziorem Dolomitów.
Nawet wcześnie rano jest tam dość tłoczno i trwa walka o kadr. Nie przeszkadzało to jednak fotografowi ślubnemu, który z Młodą Parą wparował na mostek na dobre 20 minut…
Na szczęście później miałem go przez chwilę dla siebie…a raczej dla współtowarzysza:
Lago Antorno - pięknie przyświeciło właściwie w samo południe!
Przyszedł czas na niezwykle ciekawy rejon Tre Cime di Lavaredo. Trafiliśmy na bardzo dynamiczne warunki, już z okolic parkingu wykonać można było przyzwoite zdjęcia, nie gorzej było na szlaku…
I ostatnie zdjęcie…chwilę potem wszystko zaciągnęło się chmurami, które już nie ustąpiły. No cóż, trzeba będzie wrócić i sfotografować Tre Cime z najbardziej znanej perspektywy…
Ostatniego dnia mieliśmy wyspać się przed podróżą. Gdy rano zerknęliśmy przez okno na okolice jeziora Misurina stało się jasne, że więcej spania nie będzie. Może to i dobrze, bo poranek był przepiękny…
W pierwszej kolejności dziękuję mojemu kompanowi Marcinowi Kęskowi za super wypad i towarzystwo ;)
Dziękuję również Partnerom, którzy wsparli nas żywnościowo:
Całe dnie spędzaliśmy w terenie, więc Wasza pomoc była nieoceniona. Łatwe w przygotowaniu, a przede wszystkim smaczne posiłki pozwoliły nam realizować plan wyjazdu i w pełni skupić się na fotografowaniu. Wielkie dzięki!